Od wybuchu pandemii minął prawie rok. W kontekście spadku PKB i problemów w niektórych sektorach gospodarki nic dziwnego, że kupujący mieszkania wyczekują spadków ich cen. W cennikach deweloperów póki co większych przecen nie widać. W wielu miejscach nieruchomości częściej drożeją niż tanieją. Czy można liczyć na odwrócenie trendu?
Ostatnie dane Narodowego Banku Polskiego wskazują, że w zdecydowanej większości dużych miast ceny nowych mieszkań w ubiegłym roku wzrosły. Na 17 badanych lokalizacji spadki zanotowano jedynie w dwóch – w Opolu o -4,5 i w Gdańsku o 1 procent. Dwucyfrowe wzrosty były w tym czasie w Bydgoszczy, Katowicach, Kielcach, Krakowie, Lublinie, Szczecinie i Zielonej Górze. W samym ostatnim kwartale ubiegłego roku trend był podobny. Obniżki pojawiły się tylko w trzech miastach (Olsztyn, Opole i Wrocław), za to wzrosty stawek za metr kwadratowy spowolniły. I w 10 miastach wyniosły mniej niż 2 procent. Podobnie wyglądają dane pochodzące z firmy analitycznej JLL.
Początek 2021 r. zmiany trendu nie przyniósł. Obserwacje deweloperskich cenników prowadzone przez zespół data platformy obido.pl wskazują, że ceny mieszkań w największych miastach powoli dalej pną się w górę.
Wprawdzie deweloperzy zanotowali w 2020 r. spadek liczby sprzedanych mieszkań, ale nie doprowadziło to do obniżki cen. Utrzymuje się bowiem relatywnie wysoki popyt ze strony kupujących. Sprzyjają mu z jednej strony historycznie najniższe stopy procentowe w kraju, a z drugiej zmiany jakie pandemia wprowadziła na rynku.
Niskie stopy procentowe w warunkach kilkuprocentowej inflacji sprawiają, że trzymanie pieniędzy w banku staje się nieopłacalne, oznacza wręcz realną utratę wartości pieniądza. W tej sytuacji wiele osób szuka sposobu na bezpieczne długoterminowe przetrzymanie kapitału z możliwością zysków wyższych niż lokaty. I te pieniądze trafiają po prostu na rynek mieszkaniowy.
Inna grupa kupujących, to Polacy, którzy chcą poprawić swój standard życia. Pandemia sprawiła, że o wiele więcej czasu ludzie spędzają w domach i okazuje się, że coraz częściej brakuje im przestrzeni. Często jest to kwestia dodatkowego pokoju, ale część użytkowników obido wskazuje też na potrzebę posiadania drugiej łazienki. Większą uwagę niż dotąd przykładają też do balkonu lub tarasu, który w okresie kwarantanny może stanowić atrakcyjne miejsce do spędzania czasu. W cenie są też osiedla z infrastrukturą z prawdziwego zdarzenia. Porządny plac zabaw czy teren zielony stają się istotnym czynnikiem decydującym o wyborze danej nieruchomości.
Wiele wskazuje na to, że obie grupy klientów będą aktywne na rynku także w kolejnych kwartałach, co oznacza, że istnieje większa szansa na utrzymanie cen lub ich wzrost niż na obniżki.
Szanse na obniżki najprędzej pojawią się wśród ofert najmniej atrakcyjnych dla potencjalnych kupujących. Ciasne mieszkania bez dostępu do dobrej infrastruktury będą tanieć pierwsze. Przy jednoczesnym utrzymaniu stawek lokali bardziej atrakcyjnych spowoduje to większe rozwarstwienie cen w ofercie deweloperów.
Tam gdzie deweloper będzie musiał bardziej postarać się o klienta, można liczyć na promocje w postaci czasowych obniżek na wybrane mieszkania lub gratisy. To narzędzia, z których deweloper korzysta chętniej niż z obniżek w cennikach. Przy dość wysokim zainteresowaniu nieruchomościami są one wystarczające. Polityka cenowa na danej inwestycji będzie różna zależnie od etapu, na którym jest budowa, ale i tego, co dzieje się w okolicy. Tam, gdzie większa konkurencja, tam i rośnie szansa na udane negocjacje.
2020 rok zakończył okres bardzo dynamicznych wzrostów cen mieszkań, ale w większości lokalizacji nie przyniósł ich obniżek. Najbardziej prawdopodobny scenariusz na kolejne kwartały to względna stabilizacja cen z wahaniami w jedną i drugą stronę.